Strony

środa, 23 kwietnia 2014

Agadir

Czas zacząć wspólną marokańską przygodę:)


Dzień 1 - Agadir

Dzień pierwszy to jeszcze nie dużo wrażeń. Najpierw sam lot, który miał trwać 4 godziny, z tego co wcześniej się dowiedziałam. Jednak sam kapitan zapowiedział, że będzie to 4 godziny i 50 minut. Powiem szczerze, że to dużo, i ciężko było wysiedzieć tyle czasu tam, bo te samolotowe siedzenia do najwygodniejszych nie należą. Już mnie przeraża te 8 godzin do Stanów :)
Miejsca przy oknie niestety nie miałam, zajął je Pan o południowej urodzie (może Marokańczyk?), który prawie cały lot przespał (spał w dziwnych pozycjach, nawet cały zakryty kurtką, z kapturem na twarzy :P).
Przed wyjazdem bałam się o pogodę, bo czytałam o aktualnych ulewach w Marrakeszu, a internetowa pogoda pokazywała mi 21 stopni... + biorąc pod uwagę wiatr od oceanu, to wcale nie wyglądało na to, że będzie ciepło... Jednak gdy po wyjściu z samolotu poczułam uderzającą falę gorąca, poczułam się o niebo lepiej! Do tego dookoła palmy i mnóstwo Słońca! Ach, jak ja to kocham :)

Lotnisko w Agadirze jest malutkie. Port lotniczy nosi nazwę Al-Massira.  Po wyjściu z samolotu moim oczom ukazał się obrazek identyczny, jak ten na wikipedii:
'Płyta postojowa o powierzchni 170 000 metrów kwadratowych pozwala na jednoczesne przebywanie na niej 10 samolotów Boeing 737 lub 3 samolotów Boeing 747.' Tak mówi ciocia Wiki, więc sami widzicie, że to nie duże lotnisko.
I tu po raz pierwszy spotkałam się z tym, że przed podejściem do jakiegokolwiek okienka, trzeba było wypełnić karteczkę podając wszystkie swoje dane, łącznie z zawodem, datą i miejscem wydania paszportu  oraz hotelem, w którym będziemy mieszkać. Jak się później okazało, takie karteczki wypełnia się przy każdym zakwaterowaniu do hotelu, tak więc przy wycieczce objazdowej, gdzie prawie każdy nocleg spędzamy w  innym hotelu, trochę tego było;)
Po załatwieniu wszystkich formalności, przejściu przez wszystkie bramki i odebraniu bagaży, nadszedł czas transferu do hotelu. Odnośnie Marokańczyków jeszcze, oczywiście wszędzie i za wszystko chcą bakszysz, czyli napiwek. Sytuacja:  Podchodzicie do swojego autokaru, wynajętego przez biuro, w którym wykupiliście wycieczkę, który ma Was zawieźć do hotelu.  Nic nie musicie płacić, załatwiać, po prostu tylko wsiąść. Przy luku bagażowym stoi Pan, który pakuje walizki. Podchodzicie ze swoją walizką, nie możecie jej tam włożyć, bo on to robi, bo to jego obowiązek, za to mu płacą. Wkłada również wasze walizki, a następnie słyszycie 'bakszysz, bakszysz, bakszysz'. Szczerze powiem, że mnie to zszokowało :) Dość dużo wiem o  tamtejszej kulturze, i obowiązkowym bakszyszu również. Ale żeby tak już od razu, teraz, natychmiast? za nic? ja nawet jeszcze żadnych drobnych nie miałam! W dodatku, on już miał z góry zapewniony napiwek. Ale ci ludzie żyją z turystyki, chcą wyciągnąć ile się da.

Hotel Sud Bahia, w którym byliśmy zakwaterowani na tę jedną noc, nie był zbyt fajny. Na jedną noc - spoko, ale na tygodniowe wakacje nie polecam (a ostatnio widziałam i taką ofertę w jednym z polskich biur podróży, -> tygodniowy pobyt kosztował niecałe 1600zł). Tym bardziej, biorąc pod uwagę, to jakie hotele są tam teraz!:) Ten czasy świetności ma już dawno za sobą (u nas byśmy powiedzieli, że 'jak za komuny' :P). Wtedy musiał być naprawdę fajny. Teraz - wciąż ogromny, ale nieco przytłaczający. Najważniejsze, że czysty :)
Ponieważ była godzina ok 17, nie pozostało nic, jak tylko spacer nad ocean! Po drodze wizyta w kantorze i wymiana euro na tamtejsze dirhamy. W prostym przeliczeniu 1 euro = 10 dirhamów.
Hotel był położony troszkę dalej od plaży, więc aby tam dojść trzeba było przejść przez park, gdzie dało się już słyszeć pierwsze zaczepki od Marokańczyków. Wtedy jeszcze krępujące:)

Tyle na temat dnia pierwszego. Zabieram się za kolejnego posta i zapraszam wkrótce do Essaouiry :)
A tymczasem kilka fotek z pierwszego spaceru:

Zdjęcie po prawej: wspomniany wcześniej park
Zdjęcie po lewej: Przepraszam, że takie rozmazane, ale tylko takie mam:) A jest to doskonały przykład,
 tego o czym pisałam wcześniej. Spójrzcie tylko na tego Pana w tle :)
Bóg. Ojczyzna. Król.
 W tle widać stojące do góry nogami rowery. Całe mnóstwo ich na plaży było za każdym razem.


Strasznie lubię to zdjęcie! Przypomina mi zeszłoroczne z Portugalii :)

xoxo
Włóczykij

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz