Strony

środa, 30 kwietnia 2014

Płynne złoto Berberów

O tym, jak się wyrabia olej arganowy już niewiele pamiętam. Moje zdjęcia są niestety dość słabe, bo mój aparat zmierza w kierunku emerytury, a ja rozglądam się za czymś nowym, bo będę go potrzebować! :) Wspomogłam się kilkoma artykułami i zdjeciami z internetu. To tak słowem wstępu.

Olej arganowy jest nazywany płynnym berberyjskim złotem. Nierzadko też spotkamy się z określeniem 'złoto Maroka'. Olej arganowy jest wytwarzany z oliwek drzewa arganowego, które pokazywałam Wam już wcześniej. Obecnie możemy zauważyć prawdziwy boom na ten olej jako kosmetyk.

O drzewie arganowym

Drzewo arganowe (argania spinosa) jest także nazywane „drzewem życia”. Dorasta do 10 metrów wysokości, a korona drzewa posiada średnicę do 14 metrówRośnie tylko w południowej części Maroka, na równinie Souss, w okolicach Agadiru, i nigdzie więcej. Obszar ten obejmuje ok. 800 hektarów i jest rezerwatem biosferycznym UNESCO. Próbowano sadzić te drzewa także w innych częściach świata, jednak bez skutku. Rośliny przyjęły się tylko w Meksyku, jednak przedwczesna radość naukowców nie miała szczęśliwego finału. Okazało się, że drzewa owszem rosną i się rozwijają, ale nie dają owoców. 

Tak więc z tym drzewem możemy się spotkać tylko w Maroku, i to nawet nie w całym, bo tylko w okolicach Agadiru. By drzewo mogło egzystować i owocować w warunkach pustynnych, musi posiadać korzenie sięgające wody gruntowej i tym właśnie szczyci się drzewo arganowe – jego korzenie dochodzą do 30 metrów głębokości w ziemi. Drzewo żyje i owocuje średnio 150-200 lat, dość często spotykane są egzemplarze około 400-letnie. Owocuje co drugi rok, a w latach szczególnie suchych robi sobie dodatkowo przerwy w owocowaniu. Owoc arganowy jest wielkości małej śliwki, żółtego koloru, a wewnątrz posiada gorzką masę z ok. 3 ziarnami orzecha. Skorupa orzecha arganowego jest 16 x twardsza od skorupy orzecha laskowego.


O produkcji oleju

Olej arganowy jest jednym z najdroższych olejów na świecie, ze względu na jego ograniczoną dostępność oraz pracochłonny proces pozyskiwania. Tradycyjnie olej arganowy tłoczony jest przez kobiety z plemion berberyjskich. Jest to bardzo pracochłonny proces, polegający na na zmieleniu w ręcznych żarnach ziaren owoców drzewa arganowego do oleistej pasty, z której ręcznie wyciska się olej. Ponieważ ziarna trudno otworzyć (a każdy pojedynczy orzech musi zostać otwarty!), zbiera się je wyplute lub wydalone w odchodach przez kozy. Następnie oczyszcza się je, rozłupuje, suszy, praży, dodaje wodę i dopiero mieli. Mówi się, że produkcja jednego litra oleju trwa około 20 godzin. Do wytłoczenia jednego kilograma oleju metodą tłoczenia na zimno potrzeba 3 kilogramy nasion, które uzyskuje się z 30 kilogramów orzechów (tyle zbiorów daje średnio jedno drzewo!). Szacuje się, że rocznie zbieranych jest około 350 tys. ton owoców i ok. 11ml. litrów oleju. W porównaniu,  oleju z oliwek rocznie uzyskuje się ok. 2,4 mld litrów. W ostatnich czasach zaczęto mechanicznie tłoczyć olej, co znacznie skróciło czas produkcji, ale też i pogorszyło jakość oleju. Mimo wszystko wciąż istnieją tradycyjne manufaktury. Właśnie w takiej miałam okazję być w czasie wycieczki.
Olej arganowy jest olejem z pierwszego tłoczenia, tłoczony na zimno z najlepszych nasion. Jest nieco ciemniejszy niż oliwa, z czerwonawym zabarwieniem. Rozróżnia się dwa rodzaje oleju arganowego: ciemniejszy, który może być używany do gotowania (obowiązkowy składnik większości dań marokańskiej kuchni) oraz jaśniejszy – kosmetyczny.


Zastosowanie oleju arganowego

Olej arganowy ma wiele zastosowań w medycynie naturalnej, kosmetyce i pielęgnacji ciała. Używany jest:
  • jako silny antyoksydant przeciwko wolnym rodnikom,
  • w zapobieganiu chorobie Alzheimera i Parkinsona,
  • w zmniejszaniu ryzyka zachorowania na raka piersi, skóry, prostaty,
  • w obniżaniu ciśnienia, poziomu cholesterolu, zmniejszaniu ryzyka zawału serca i miażdżycy,
  • wpływa dodatnio na krążenie krwi,
  • w leczeniu chorób skórnych, trądziku, poparzeń słonecznych,
  • przy problemach z włosami: wypadanie, rozdwajanie, itd.
  • przy problemach z cellulitis,
  • jako środek spowalniający procesy starzenia się, prawdziwy Eliksir Młodości!
  • także wzmacnia włosy i paznokcie
Olej ten znalazł zastosowanie w kremach pielęgnacyjnych, w produktach przeznaczonych do pielęgnacji okolic oczu i ust, mydłach, olejkach przeciwsłonecznych, maseczkach.

Ostrożnie z zakupami

Przy zakupach tego oleju należy zachować czujność, gdyż często wciskany nam jest olej 'w promocyjnej, okazyjnej cenie', jednak nie jest on czystym olejem arganowym, a mieszanką tegoż oleju i innych, no. słonecznikowego czy rzepakowego. Często też jest barwiony dla koloru naturalnymi barwnikami, np. papryką. Taki olej nie ma już tych najcenniejszych wartości. Dlatego jeśli zależy nam na jakości oleju należy zwrócić uwagę na to, czy posiada on certyfikat. Daje to nam gwarancję autentyczności i wysokiej jakości produktu.  

Słodka ciekawostka :)

Z pozostałości po wytłoczonym oleju wytwarza się tak zwaną 'marokańską nutellę' - amlou. Jest to gęsta pasta, o konsystencji wg mnie czegoś pomiędzy gęstym miodem (który notabene jest jednym ze składników) a oliwą, koloru niemalże czekoladowego. Przyznam się, że amlou skradło moje serce i oczywiście zakupiłam słoik do domu :) Jeszcze mam resztki, które spożywam bardzo oszczędnie, bo uwielbiam amlou! W smaku przypomina masło orzechowe. Wspaniale smakuje ze świeżą bagietką. I tak właśnie spożywa się amlou na śniadanie w berberyskich domach.

Kilka moich zdjęć:

 Drzewka arganowe wraz z kózkami akrobatkami:

Manufaktura, gdzie wyrabia się olej arganowy

Kobiety podczas pracy. Przy okazji dały nam wspaniały pokaz śpiewu i gry na łyżkach, talerzach i na czym tylko mogły. Wspaniała atmosfera! 

Tutaj można było zobaczyć, jak wyglądają oliwki arganowe w poszczególnych procesach produkcji (suszone, palone itd.)

W manufakturze również był mały sklepik, gdzie można było kupić arganowe wyroby.
Do mojego koszyka trafiły oleje arganowe: kulinarny i kosmetyczny.

Tutaj, w tradycyjnym piecu, tuż obok manufaktury, Pani wypiekała tradycyjny chlebek.

 A tu jeszcze Wasz włóczykij, nieogarnięty po podróży, na tle manufaktury i pieca :)

Zainteresowanym polecam artykuł, z którego korzystałam.
Kilka zdjęć wykorzystałam ze stron:
www.multinationalcook.blogspot.com
www.saudiaramcoworld.com
www.planetazdrowie.pl/


piątek, 25 kwietnia 2014

W drodze do Essaouiry

Czas się wziąć za pisanie relacji z kolejnych dni pobytu, bo to już półtora miesiąca od kiedy wróciłam! Och żebym tylko nie zapomniała wszystkiego, o czym chciałam Wam napisać! Nie będzie to już tak szczegółowa relacja, ale mam nadzieję, że dam radę.

Dzień drugi będzie w dwóch częściach, bo strasznie długi post mi wyszedł!:)

Dzień 2 - Agadir - Essouira - Safi

Dzień drugi mojego pobytu w Maroku był zarazem dniem pierwszym objazdówki. Rano powitała nas pani pilot, która swoją drogą jest prawdziwą profesjonalistką! Jestem bardzo zadowolona z tego, że trafiliśmy akurat na nią, i będzie ona na pewno dla mnie swego rodzaju wzorem zawodowym. Cieszę się, że miałam okazję przyglądać się jej pracy.
Pierwszym punktem na trasie po porannym wyruszeniu z hotelu był przystanek na tarasie widokowym, gdzie uwieczniłam kilka pięknych widoczków:



Na tym zdjęciu po lewej stronie widać trasę. I tak przez kilkaset kilometrów ciągnie się ona wraz z brzegiem oceanu, można jechać i jechać :)


Krajobrazy w okolicach Agadiru to przede wszystkim drzewa arganowe. Z których owoców (oliwek) wyrabia się słynny olej arganowy, na który teraz panuje istny szał :)
Co ciekawe okolice Agadiru to jedyne miejsce na świecie, gdzie te drzewa rosną. Próbowano uprawiać je w innych krajach, jednak bezskutecznie. Nawet w innych regionach Maroka nie chcą rosnąć. Jedynym miejscem, gdzie udało się to 'przedsięwzięcie' był Meksyk, ale nic z tego, bo drzewa owszem rosły, ale nie owocowały. A sekret tkwi właśnie w oliwkach tego drzewa, które są ręcznie zbierane przez marokańskie kobiety, a następnie również ręcznie przez nie wytłaczany jest z nich olej. 

A to własnie drzewka arganowe:





Później był czas na wizytę w miejscu, gdzie wyrabia się olej arganowy w tradycyjny sposób. Ale, że to dość ciekawy i dłuższy temat, to myślę, że właśnie następną notkę w całości poświęcę temuż olejowi, zwanemu płynnym berberyjskim złotem :) to tak w ramach projektu Maroko, bo posty wychodzą dość długie, więc nie chcę nikogo zamęczać :)


Plusem podróżowania autokarem jest możliwość podziwiania pięknych widoków. I mimo, że miałam ze sobą książkę, prawie cały czas obserwowałam widoki za oknem. Naprawdę w takim kraju jak Maroko to świetna sprawa. A to dlatego, że krajobrazy są bardzo różne i najzwyczajniej w świecie niespodziewane. Bo ludziom spoza tego kraju Maroko kojarzy się przede wszystkim z pustynią. A to nieprawda! Z resztą sami się przekonacie. Fajne jest to, że krajobrazy są poukładane bardzo tematycznie, niemal jak u nas od morza przez wyżyny aż po góry. Tak tam od pustyni na południu pięknie przechodzimy na zielone widoki północy.



środa, 23 kwietnia 2014

Agadir

Czas zacząć wspólną marokańską przygodę:)


Dzień 1 - Agadir

Dzień pierwszy to jeszcze nie dużo wrażeń. Najpierw sam lot, który miał trwać 4 godziny, z tego co wcześniej się dowiedziałam. Jednak sam kapitan zapowiedział, że będzie to 4 godziny i 50 minut. Powiem szczerze, że to dużo, i ciężko było wysiedzieć tyle czasu tam, bo te samolotowe siedzenia do najwygodniejszych nie należą. Już mnie przeraża te 8 godzin do Stanów :)
Miejsca przy oknie niestety nie miałam, zajął je Pan o południowej urodzie (może Marokańczyk?), który prawie cały lot przespał (spał w dziwnych pozycjach, nawet cały zakryty kurtką, z kapturem na twarzy :P).
Przed wyjazdem bałam się o pogodę, bo czytałam o aktualnych ulewach w Marrakeszu, a internetowa pogoda pokazywała mi 21 stopni... + biorąc pod uwagę wiatr od oceanu, to wcale nie wyglądało na to, że będzie ciepło... Jednak gdy po wyjściu z samolotu poczułam uderzającą falę gorąca, poczułam się o niebo lepiej! Do tego dookoła palmy i mnóstwo Słońca! Ach, jak ja to kocham :)

Lotnisko w Agadirze jest malutkie. Port lotniczy nosi nazwę Al-Massira.  Po wyjściu z samolotu moim oczom ukazał się obrazek identyczny, jak ten na wikipedii:
'Płyta postojowa o powierzchni 170 000 metrów kwadratowych pozwala na jednoczesne przebywanie na niej 10 samolotów Boeing 737 lub 3 samolotów Boeing 747.' Tak mówi ciocia Wiki, więc sami widzicie, że to nie duże lotnisko.
I tu po raz pierwszy spotkałam się z tym, że przed podejściem do jakiegokolwiek okienka, trzeba było wypełnić karteczkę podając wszystkie swoje dane, łącznie z zawodem, datą i miejscem wydania paszportu  oraz hotelem, w którym będziemy mieszkać. Jak się później okazało, takie karteczki wypełnia się przy każdym zakwaterowaniu do hotelu, tak więc przy wycieczce objazdowej, gdzie prawie każdy nocleg spędzamy w  innym hotelu, trochę tego było;)
Po załatwieniu wszystkich formalności, przejściu przez wszystkie bramki i odebraniu bagaży, nadszedł czas transferu do hotelu. Odnośnie Marokańczyków jeszcze, oczywiście wszędzie i za wszystko chcą bakszysz, czyli napiwek. Sytuacja:  Podchodzicie do swojego autokaru, wynajętego przez biuro, w którym wykupiliście wycieczkę, który ma Was zawieźć do hotelu.  Nic nie musicie płacić, załatwiać, po prostu tylko wsiąść. Przy luku bagażowym stoi Pan, który pakuje walizki. Podchodzicie ze swoją walizką, nie możecie jej tam włożyć, bo on to robi, bo to jego obowiązek, za to mu płacą. Wkłada również wasze walizki, a następnie słyszycie 'bakszysz, bakszysz, bakszysz'. Szczerze powiem, że mnie to zszokowało :) Dość dużo wiem o  tamtejszej kulturze, i obowiązkowym bakszyszu również. Ale żeby tak już od razu, teraz, natychmiast? za nic? ja nawet jeszcze żadnych drobnych nie miałam! W dodatku, on już miał z góry zapewniony napiwek. Ale ci ludzie żyją z turystyki, chcą wyciągnąć ile się da.

Hotel Sud Bahia, w którym byliśmy zakwaterowani na tę jedną noc, nie był zbyt fajny. Na jedną noc - spoko, ale na tygodniowe wakacje nie polecam (a ostatnio widziałam i taką ofertę w jednym z polskich biur podróży, -> tygodniowy pobyt kosztował niecałe 1600zł). Tym bardziej, biorąc pod uwagę, to jakie hotele są tam teraz!:) Ten czasy świetności ma już dawno za sobą (u nas byśmy powiedzieli, że 'jak za komuny' :P). Wtedy musiał być naprawdę fajny. Teraz - wciąż ogromny, ale nieco przytłaczający. Najważniejsze, że czysty :)
Ponieważ była godzina ok 17, nie pozostało nic, jak tylko spacer nad ocean! Po drodze wizyta w kantorze i wymiana euro na tamtejsze dirhamy. W prostym przeliczeniu 1 euro = 10 dirhamów.
Hotel był położony troszkę dalej od plaży, więc aby tam dojść trzeba było przejść przez park, gdzie dało się już słyszeć pierwsze zaczepki od Marokańczyków. Wtedy jeszcze krępujące:)

Tyle na temat dnia pierwszego. Zabieram się za kolejnego posta i zapraszam wkrótce do Essaouiry :)
A tymczasem kilka fotek z pierwszego spaceru:

Zdjęcie po prawej: wspomniany wcześniej park
Zdjęcie po lewej: Przepraszam, że takie rozmazane, ale tylko takie mam:) A jest to doskonały przykład,
 tego o czym pisałam wcześniej. Spójrzcie tylko na tego Pana w tle :)
Bóg. Ojczyzna. Król.
 W tle widać stojące do góry nogami rowery. Całe mnóstwo ich na plaży było za każdym razem.


Strasznie lubię to zdjęcie! Przypomina mi zeszłoroczne z Portugalii :)

xoxo
Włóczykij

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Oko na Maroko!

Hej! Postanowione! Łączę moje dwa blogi, więc przenoszę tutaj tamte posty, i tu dokończę realcję z Maroka, mam nadzieję! Prowadzenie jednego bloga w przyszłości może być nieco skomplikowane, a co dopiero dwóch! Także wszystko będzie pod jednym adresem :) Dzisiejsza i 4 następne notki będą przeniesione z tamtego bloga, a resztę dopiszę, na tyle na ile pamiętam :)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Sama nie wiem od czego powinnam zacząć tę moją opowieść. Od razu powiem, że będzie ona w częściach, bo wszystko 'na raz' to zdecydowanie za dużo. Samych zdjęć z wyjazdu mam ponad 1500 :)

Może zacznę od tego, co już każdy, kto ze mną rozmawiał wie. Otóż jestem zachwycona i oczarowana Marokiem, i każdy z Was kto ma/będzie miał możliwość udać się do tego kraju, nie powinien się zastanawiać ani chwili! Ja generalnie nie lubię jeździć kilka razy w to samo miejsce, ale wiem, że TAM muszę wrócić :) Chociaż co prawda, nie dokładnie w to samo miejsce, bo czeka na mnie Magiczne Południe :)

Od początku! 
W Maroku byłam 2 tygodnie, od 27 września do 12 października. Był to wyjazd zorganizowany przez biuro podróży. Bardzo popularna i fajna opcja wypoczynek + zwiedzanie. Czyli tydzień spędzamy w autobusie przemieszczając się po kraju i zwiedzając najbardziej atrakcyjne turystycznie miejsca, a kolejny tydzień spędzamy w hotelu na tzw. błogim lenistwie, czyli słodkim nicnierobieniu, aczkolwiek możemy zwiedzać okolicę bliższą lub dalszą na własną rękę, bądź poprzez wycieczki fakultatywne. Generalnie powiem Wam, że bardziej opłaca się dokupić sobie tydzień zwiedzania do wczasów tygodniowych, niż korzystać z poszczególnych wycieczek fakultatywnych. Oczywiście zależy to od naszych możliwości finansowych i czasowych, ale jeśli tylko jest taka możliwość.. nie ma co się zastanawiać :)
Na przykład w moim wypadku, za tydzień objazdówki trzeba było dopłacić ok. 145 euro od osoby. Dużo, nie dużo. Zależy, jak na to spojrzeć. Po kursie 4,25 wychodzi nam niecałe 620 zł, za dodatkowy tydzień wakacji, z wyżywieniem, hotelami, transportem, opieką pilota, przewodników. W moim mniemaniu to naprawdę nie dużo za taki standard. Tym bardziej, że samemu nie sposób zwiedzić to wszystko. Też nie w każde z miejsc, które odwiedziliśmy grupą, odważyłabym się odwiedzić sama, na własną rękę. Jednak kraje arabskie, afrykańskie, muzułmańskie to zupełnie inna kultura. Są na świecie takie miejsca, również w Europie, czy nawet w Polsce, gdzie po prostu samemu lepiej się nie wybierać :) A też informacje przekazywane przez pilota wycieczki są bardzo wartościowe. Części z nich nie wyczytamy w żadnym przewodniku. Oczywiście, wszystko zależy od samego pilota. Miałam okazję być na wyjeździe i z takim pilotem, którego równie dobrze mogłoby nie być (hehe wiecie o kogo chodzi;)). Ale na tym wyjeździe pilotka była prawdziwą profesjonalistką. I jest dla mnie swego rodzaju wzorem w tej kwestii :)
Tak więc 145 euro za cały tydzień zwiedzania, gdzie wykupienie przykładowo dwudniowej wycieczki do Essaouiry i Marrakeszu, kosztuje z tego samego biura 120 euro. Musimy więc wydać prawie tyle samo pieniędzy, i poświęcić 2 dni z naszego krótkiego tygodniowego wyjazdu. No i do tego zwiedzamy tylko 2 miasta, a nie np. 8. Wiadomo, takie ciągłe zwiedzanie jest trochę męczące, no ale to już każdy musi zweryfikować, czego chce od danego kraju, co chce zobaczyć, co przeżyć. Jeśli komuś zależy tylko na wypoczywaniu na plaży, to moim zdaniem nie ma co się porywać na dalsze kraje, bo przez pryzmat plaży prawie każdy kraj wygląda identycznie, a nawet jeśli nie, to różnice są niewielkie (np rodzaj plaży: piasek czy kamienie xD). Bez sensu, jak dla mnie. No ale każdy z nas ma swój własny punkt widzenia. Jako, że ze mnie włóczykij, włóczę się po świecie, by zobaczyć ile tylko się da:)

Wracając do samego Maroka. Mimo, że wydaje nam się, że wszystko o świecie wiemy, to jednak tak nie jest:) A mylnych przekonań na temat tego kraju jest całe mnóstwo. Mało kto wie, że w Maroku panuje król. Również mało kto wie, że językiem urzędowym w Maroku, oprócz arabskiego, jest francuski. A jeszcze mniej osób (jeśli takie są) wie, że w Maroku nie mieszkają tylko Arabowie, ale przede wszystkim Berberowie, którzy są rdzenną  ludnością Północnej Afryki (to też temat na oddzielną pogadankę, ale krótko w tej kwestii: jedni za drugimi nie przepadają, i spróbuj nazwać Berbera Arabem!). Apropos takich kwiatków, ostatnio na przykład usłyszałam, że Maroko jest wyspą. Wielu ludzi nie wie, gdzie leży Maroko. A przecież jest to dość spory kraj, i położony tak blisko Europy! I jeszcze jedna rzecz! Prawie każda osoba, z którą rozmawiałam na temat wyjazdu, kojarzy Maroko tylko z pustynią. A to absolutnie nie prawda! Owszem, na południu kraju jest pustynia. Maroko nawet graniczy z Saharą Zachodnią. Ale im bardziej na północ kraju, tym krajobraz zupełnie inny. Tu nie jest tak jak na przykład w Egipcie, że kraj to jedna wielka pustynia, a życie toczy się jedynie w dorzeczach Nilu. I właśnie to trzeba i można zobaczyć na takiej objazdówce! Bo Maroko to także piękne, zielone widoki! Co ciekawe, roślinność jest 'poukładana'. Co przez to mam na myśli, zobaczycie w dalszych postach i na zdjęciach. Ale najpierw przejeżdżamy przez region, gdzie na prawo i lewo rosną tylko drzewka arganowe, później mijamy  tylko i wyłącznie lasy tujowe, kolejne kilometry za nami, a dookoła nas są tylko dęby korkowe, czy tylko gaje oliwkowe, a w jeszcze innej części kraju widzimy tylko pola obsiane zbożami. Nie widziałam tu takiej mieszanki, jak na przykład u nas. Krajobrazy wydają się być dokładnie poukładane, wg pewnych schematów, zaplanowane. Co z tego wynika? Maroko to kraj kontrastów! Dosłownie. 

Wystarczy chyba tego tekstu na jeden post, co by nikogo nie przerazić :) W kolejnych częściach, będziemy razem po kolei zwiedzać poszczególne miasta. Ile pamiętam i jestem w stanie przekazać, tyle postaram się napisać:) 

Plan wycieczki przedstawia się następująco:
Zaczynając od Agadiru, poprzez Essaouirę, Safi, Al Jadidę, Casablancę, Rabat, Meknes, Vollubilis, Fez, Ifrane, Marrakesz i ponownie na Agadirze kończąc.

Zapraszam więc do Maroka! Przeżyjmy to razem :)


xoxo
włóczykij

niedziela, 20 kwietnia 2014

Wesołych Świąt!


Kochani!
Z okazji tych Świąt chciałabym Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia!
Szczęścia, zdrowia i pogody ducha! 
Niech te Święta będą mile spędzonym, radosnym czasem w gronie rodzinnym! Kto wie, czy następnych nie spędzimy za 'wielką wodą', więc cieszmy się chwilą ;) Tym samym życzę wszystkim tych upragnionych PM z PF :) I sobie też, a jakże! 
Kolejnym kochanym osóbkom, przy okazji,  życzę powodzenia na maturach, bo to już wkrótce! 
A wszystkim życzę Wszystkiego Najlepszego i dążenia do realizacji swoich marzeń!  
Przy okazji tych Świąt, Wielkiej Nocy, nie zapomnijmy o ich istocie, i o tym co jest najważniejsze! Zwolnijmy, zastanówmy się, pomyślmy i cieszmy się tym co mamy.  Życzenia życzeniami, ale każdy wie o co chodzi, a przynajmniej o co powinno chodzić w tych świętach ;)

Buziaki ode mnie i zajączka! :*



sobota, 5 kwietnia 2014

O tym co robiłam, kiedy mnie nie było ;)

Hej!

Do napisania tego posta zbieram się już od ponad 2 tygodni! Ten czas leci jak szalony! M a s a k r a ! Dopiero co pisałam Wam, że przede mną miesiąc wolnego od uczelni, a tymczasem 5 tygodni nowego semestru już za mną! To znaczy, że 1/3 już za mną! Zostały 3 miesiące do końca! Ahh jak ja czekam na ten koniec z utęsknieniem... No, ale nie o tym dziś! :)

Miesiąc przerwy międzysemestralnej miał być czasem odpoczynku, nadrabiania zaległości filmowych, książkowych i generalnie resetu. Nic z tych rzeczy nie wyszło! Ale to nie znaczy, że było źle :)

Co się działo?

Najpierw uczczenie zdanej sesji :)

Z tych ważniejszych spraw:
- Zapisałam się na wolontariat (o tym w którymś z kolejnych postów)


Na ostatnim zdjęciu - maszyna do czyszczenia butów, która zrobiła furorę wśród dzieciaków :)

- Ukończyłam kurs wychowawcy kolonijnego (w ekspresowym tempie! o czym też jeszcze napiszę)
- Byłam z dziećmi na obozie w Zakopanem, pracując jako wychowawca :)



Mimo, że w połowie obozu się rozchorowałam, to był naprawdę świetny czas! Moje dzieciako były cudowne, i przez kilka dni po powrocie do domu nie mogłam dojśc do siebie :( Tak mi ich wszystkich brakowało! A kadra oczywiście świetna, wspaniała i szalona, z głupimi pomysłami na czele :P hehe
na koniec na pamiątkę dostałam białą owieczkę ze zdjęcia :) 

- Zaczęłam ostatni semestr studiów (w końcu!)
- Zakończyłam aplikację aupair 

Do tego spotkania z kochanymi przyjaciółmi i pożegnania, bo się porozjeżdżali po świecie :( Imprezki i spotkania rodzinne, chrzest oraz narodziny maluszka <3 ah mam tak obcykane tematy ciąży, porodu, i wszystkiego, co dotyczy maluchów, że hej! ;) hehe

Do tego wszystkiego, poszukiwałam pracy na teraz, byłam na kilku spotkaniach, ale jak do tej pory nie znalazłam niczego konkretnego. I chyba już sobie odpuszczę, ze względu na to, że mam dużo do ogarnięcia na uczelni, a wakacje zapowiadają mi się chyba baaaardzo pracowicie... wszystko okaże się w najbliższych dniach, dlatego jeszcze nie zdradzę, co i jak, ale trzymajcie kciuki mocno, żeby się udało! :)

Cały czas wszystko dokumentowałam za pomocą mojego telefonu, także:


W końcu nadszedł czas na moje ukochane rolki! <3

Korzystając z pięknego słoneczka, udałam się z koleżanką na pierwszy wiosenny spacer po Starówce, nagrywając pierwsze ujęcia do filmiku aupair :) W końcu spróbowałam mangowego capuccino i bananowej latte w Costa Coffee, jeszcze została mi truskawkowa do spróbowania i 2 pieczątki do nagrody! :)

A tu ciekawostka i porównanie pogody w Polsce, Turcji i Maroko w pierwszym dniu wiosny! Przyznam, że to odkrycie niesamowicie mi poprawiło humor tego dnia :)

W marcu też miało miejsce niezwykłe spotkanie! Poznajecie? W końcu Nikolett z bloga That's why the lady is a tramp i ja się poznałyśmy w rzeczywistości! Miło było mi Cię gościć kochana! (notabene, wspieramy akcję 'pij mleko - będziesz wielki' hihi nie dajcie się zwieść pozorom!)




1.W marcu pożegnałam dwie koleżanki, jedna pofrunęła w kierunku Turcji, a druga do Londynu. Nie mam pojęcia kiedy sie teraz zobaczymy, ale już za nimi tęsknię! :(
2. Moje już uschnięte kwiatki na Dzień Kobiet, ale były takie piękne!
3. Mistrz wykładu! Rysunek lorda Vadera : 'I'm watching so study ekonomię hard'. Miałam niezłą bekę xD
4. Moja kreatywnośc w kuchni na potrzeby filmiku au pair :)
5. Nasza pierwsza w życiu rucola w doniczce! <3
6. No i enta z kolei bazylia :)



1. Taki prezencik sprawiłam dla nowo narodzonej kruszynki :) No nie moge się na tą kurteczkę napatrzeć, jest taka słodziaśna! I jeszcze ma guziki w kształcie serduszek, których nie widać na zdjeciu <3
2. Body dla siostrzeńca ciocia zakupiła :)
3,4. Później ciocia robiła za opiekunkę :) Dostała instrukcję przygotowania kaszki, a do kawusi zajadała z maluchem chrupki :) hehe Dobrze nam razem było, fajnie się bawiliśmy, pięknie jedliśmy, grzeczni byliśmy, i ani razu nie płakaliśmy! (Jest nadzieja dla mnie jako au pair!)


1. Kolejny wiosenny spacerek.
2. W dalszym ciągu nagrywamy do filmiku, więc już wszystko kręcimy, bo a nuż się przyda taka scenka! :) hehe tez tak miałyście?:)
3. Z konikiem u babci.
4. Króciutka przerwa między wykładami, przy pięknej pogodzie w oddali dojrzałam PKiN! Nigdy nie zwracałam na to uwagi, no ale lepiej późno niż wcale, nawet na 3cim roku :) hehe
5. W trakcie spaceru z bratem, ah kto by pomyślał, że takie kochane rodzeństwo z nas będzie :)

I na koniec kulinarna rozpusta:

1. Tłusty czwartek! Wyczekana kawusia z pączkiem, który okazał się najgorszym, jakiego kiedykolwiek jadłam! A taką miałam ochotę :(
2. A to jest ten najlepszy pączek na świecie, doczekałam się! :)
3. Mama mnie ostatnio rozpieszczała! Tu pyszna sałata na pouczelniany obiad (o godz. 21!) 'Krakowiacy i Górale' :) z oscypkiem, mniam!
4. Arcydzieło mojej mamy! Truskawkowo-czekoladowy tort na chrzciny mojego bratanka.
5. Moje ulubione ciabaty z kurczakiem i warzywami <3
6. A któregoś dnia mama mnie zaskoczyła takim śniadankiem! Rukola, pomidory, awokado i jajko w koszulce <3
7. W ostatnim czasie pierwszy raz robiliśmy sushi, i pierwszy raz go próbowałam! Stwierdzam, że spoko, ale bez szału, i nie wiem o co tyle hałasu!
8. Urodzinowy tort mamy - malinowo-czekoladowy z bezami, no po prostu niebo w gębie!
9. Pyszne bułeczki drożdżowe - kulinarne odkrycie marca w naszym domu!
10. Kolejny raz robimy sushi.
11. Kolejna niespodzianka śniadaniowa.
12. I moje pyszne śniadanko na szybko - jogurt naturalny z owocami i granolą :)

I to tyle, tak w mega skrócie! Mam nadzieję pisać częściej, mam kilka postów do nadrobienia, zmiany bloga w planach, także będzie się działo. Ah nie wiem kiedy ten czas ucieka!
Do następnego kochani, i trzymajcie kciuki! :)
Buziaki!

piątek, 4 kwietnia 2014

Aupairkowe wieści ;)

Hej Kochani!

Od 2 tygodni zbieram się do napisania  posta na temat tego, co u mnie się dzieje, i co się działo od ostatniego posta, i ciągle coś!:/ 

Zaraz się za to zabieram, bo dużo się działo, mam o czym pisać! :)

Tymczasem donoszę, że interview mam za sobą, i wszystko co leżało w moim zakresie do zrobienia - zrobiłam! Aplikacja wypełniona, list napisany, filmik nagrany (mam tylko problemy z odtwarzaniem go na moim profilu, w pewnym momencie sie zacina, i nie chce iść dalej. Ale może moja konsultantka  w poniedziałek coś na to poradzi, bo ja nie mam pojęcia, co jest nie tak), interview też zaliczony i wszystkie dokumenty oddane. Pozostaje czekać na otwarcie roomu :)

Tymczasem zabieram się za pisanie następnej notki :)


Buziaki! <3